niedziela, 7 marca 2010

Wrażliwa bestia, czyli Wałujew nokautuje emocjami

Po dłuższej przerwie czas powrócić na bloga, zwłaszcza, że grono znajomych przyrosło w zaskakujących rozmiarach, za co pięknie dziękuję. Wracamy zatem, przypominając rzecz całkiem niedawną – najbardziej chyba oczekiwany film ostatniego Festiwalu Filmów Rosyjskich „Sputnik nad Polską” – „Kamienny Łeb” Filipa Jankowskiego.



Obsadzenie w głównej roli ponad dwumetrowego mistrza boksu, bez większego przygotowania aktorskiego, było dla reżysera pomysłem tyleż ryzykownym ile nieodzownym, by „Kamienny Łeb” mógł powstać. Bez Nikołaja Wałujewa nie byłoby tej skromnej i stworzonej bez wielkiego realizacyjnego rozmachum, za to ujmującej urokiem historii.

Baśniowość wynika z nałożenia kostiumu „Pięknej i Bestii”, na opowieść o mistrzu bokserskim, który po tragicznymwypadku cierpi na zaniki pamięci i kobiecie, która dla swojego chorego synka zgadza się zostać prostytutką. Spotkanie obu pokaleczonych dusz, to okazja do wyprostowania ścieżek, ponownego wstąpienia na prawidłowy szlak i odzyskania siebie i swojego szczęścia. Brzmi to dość naiwnie i egzaltowanie, ale trochę taki jest cały „Kamienny Łeb” – trochę naiwny, jednak w moim poczuciu ta prostota i polaryzacja postaw działa na korzyść filmu, pozwala mu pozostać przypowieścią.



To fabularny debiut Nikołaja Wałujewa, grającego Igora Gołowina ze względu na swą wytrzymałość i specyficzną urodę zwanego „Kamiennym Łbem”. Gołowin trenuje codziennie, biega, odżywia się według przyzwyczajenia, ale nie walczy. Od wypadku w którym zginęła jego ukochana kobieta, cierpi na zaniki pamięci i jedyną stałą w jego zyciu są wypracowane od lat rytułały – trening, bieganie, autobus i ludzie trwale obecni w jego życiu, jak trener, gangster-przyjaciel Nail czy... zmarła Katia, z której śmierci Igor nawet nie zdaje sobie sprawy.

Dla powiązanych z mafią opiekunów pięściarza, bierność Igora, to strata pieniędzy. Nail postanawia podstawić mu jedną z dziewczyn, która ma „grać” Katię i skłonić „Łba” do powrotu na ring. To co na początku jest tylko zleceniem, z czasem staje się przywiązaniem i świadomością bezbronności Igora – wrażliwości i czułości zamkniętej w potężnym ciele.



Jestem pod dużym wrażeniem „Kamiennego Łba” – zarówno ze względu na scenariusz, jak i na sposób realizacji – operator do maksimum wykorzystał specyfikę fizjonomii Wałujewa i wydobył z tej twarzy zarówno obraz niezniszczalnego niemal wojownika, czułego i troskliwego opiekuna, a nawet bezbronnego i przestraszonego chłopca. Na prawdę dobra robota. I Jankowski i Wałujew zwyciężyli przez nokaut.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz