poniedziałek, 15 marca 2010

Jamniczek działa, bo...


Dopóki nie znałem twórczości Józefa Juliana Antonisza, żyłem w dość sympatycznym i poukładanym świecie, bez pytania o zasadę działania Elektrokapuściochy czy prostej elektryczno-mechanicznej Stukawki-Pukawki. Potem obejrzałem te filmy...
„Jak działa jamniczek?” i inne filmy Józefa Juliana Antonisza, to ewenement w skali globalnej – nie znam chybabardziej nieskrępowanego i wolnego podejścia do materii filmowej niż u autora „Polskiej Kroniki Non-Camerowej”. Antonisz malował, rysował, oblewał różnymi substancjami, wydrapywał i inne cudaczne rzeczy wyczyniał z taśmą filmową. Nagrywał głosy lektórów o dykcji, od której Pani Czubówna mogłaby doznać ciężkiego szoku.

Muzyka piłuje w tych filmach uszy dźwiękami katarynki, po kórej przejechał Trabant. Obraz drga, faluje i migocze, strasząc prymitywną dziecięcą kreską namalowanych bezpośrednio na kliszy maszkaronów. I w tym wszystkim jest właśnie esencja Antonisza – wolność i nieograniczona absolutnie niczym (nawet materialnym wymiarem filmu) wyobraźnia. Absurdalnego humoru filmów non-camera, nie powstydziliby się pewnie członkowie Monty Pythona (sądzę, że gdyby znali twórczość Antonisza, Gilliam mógłby co najwyżej podgrywać sierżanta Papugę w skeczu z czekoladkami Whizzo). W tej prostej prymitywnej ekranowo formie, od treści aż taśma puchnie i nie mam żadnych wątpliwości, że wszelkie podobieństwo osób i zdarzeń jest całkowicie zamierzone.



O Antoniszu przypomnieli we Wrocławiu organizatorzy „Nowych Horyzontów” w 2007 roku, prezentując retrospektywę artysty w kapitalnej oprawie, z towarzyszeniem zespołu „Małe instrumenty”. Ten sam zespół z resztą zupełnie niedawno wydał płytę zatytułowaną „Antonisz”, zawierającą, dostosowaną do niekonwencjonalnego instrumentarium, muzykę twórcy „Tych wspaniałych bąbelków w tych pulsujących limfocytach”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz