środa, 17 marca 2010

W końcu mamy dzień św. Pat(r)yka ;)

Chodzi za mną od paru dni myśl o filmie, który wmiótł mnie w ziemię. Może po prostu dlatego, że zgrałem się z nim nastrojem i obejrzałem właśnie w tym momencie, w którym mógł podziałać najmocniej, może dlatego że to historia zamknięta w ramach opowieści dziecka, a może dlatego, że to po prostu kino na prawdę wysokiej próby.



Mowa o "Naszej Ameryce" - chłodno przyjętym przez polską krytykę filmie Jima Sheridana z 2003 roku. Urzekła mnie historia Irlandzkich emigrantów (Samantha Morton, Paddy Considine, Emma i Sarah Bolger), szukających w Stanach, nie tyle spełnienia "American Dream", co ukojenia i możliwości powrotu do ładu po stracie dziecka. Naiwnością i prostotą. Tym, że nawet pokazując sytuację, którą widzowie widzieli już wiele razy, unika popadania w kino w stylu "okruchów życia".

Rodzina bohaterów przeżyła jedną z najgorszych tragedii życia - straciła najmłodsze dziecko, a jej stabilność i przetrwanie wciąż balansuje na ostrzu noża. Nie ułatwia tego sytuacja życia "na czarno" w nieprzyjaznej dzielnicy. A okoliczności i sąsiedztwo ludzi z marginesu oraz bezpośrednia bliskość wybuchowego i złowrogiego artysty Mateo (Djimon Hounsou), też nie napawa optymizmem. Nie wiadomo z czego zapłacić rachunki, a na następny dzień perspektywy równie posępne jak na poprzedni, wszystko idzie pod górę, a przecież nigdy łatwo nie było.



Film Sheridana jednak daje nadzieję, w piękny sposób opowiada o drodze do odrodzenia sensu trwania rodziny, o wyciąganiu zadr i zostawianiu grobów tam gdzie ich miejsce, w przeszłości. Mówi o bezinteresownych uczuciach, do których zdolne są chyba tylko dzieci, a które mają siłę na jaką nie stać żadnego z dorosłych.

Być może "Nasza Ameryka" gra kliszami, może nie jest tak oryginalna jak "W imię ojca" czy "Moja Lewa Stopa", jednak dla mnie historia zmagań Irlandczyków i powolnego procesu wychodzenia z koszmaru, ku stabilności jest wciąż jednym z najbardziej niedocenionych i niewdzięcznie potraktowanych filmów o na prawdę twardych, ale i wrażliwych ludziach "Zielonej Wyspy".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz