niedziela, 16 maja 2010

Noc Dzikich Tłumów


Wczorajsza stołeczna Noc Muzeów zapowiadała się nieźle.... Co rok zapowiada się nieźle. Ale wczoraj chciałem jak zwykle być cwańszy niż ładniejszy i wygrać z tłumem omijając żelazne punkty i hity sezonu takie jak muzeum Chopina, Powstania Warszawskiego, Zachętę czy Narodowe. Postawiłem za to na (w mojej opinii) mniej uczęszczane, za to również ciekawe - warsztaty fotograficzne w Galerii Jabłkowskich, Muzeum Kolejnictwa, Polsko-Japońską Wyższą Szkołę Technik Komputerowych i Giełdę Papierów Wartościowych.


Giełdowe duchy, czyli oblężenie GPW.

Organizatorzy chyba pomyśleli, że wykurzą nadmiar oglądaczy i amatorów dzwonka z sali notowań, zapraszając niejakiego Marcina Maseckiego z Koncertem Fluidacje - krótko mówiąc było to darcie kota niemiłosierne, a przy tym o niebo za głośne. Nie rozumiem muzyki p. Maseckiego, sądząc po mijającym mnie dwudziestoparolatku, który schodził zakręconą w ślimaka klatką schodową trzymając się za uszy - nie tylko ja jej nie rozumiem.

Z ciekawostek - usłyszeliśmy jeszcze z O. kawałek gastronomiczno-narkotycznego rapu, wracając około 21.30 obok Galerii Jabłkowskich. Jakiś artysta-wokalista wywnętrzał się właśnie na temat swoich problemów z nadwagą, spowodowanych nadużywaniem miękkich narkotyków - "Ja już nigdy nie schudnę - kabaczek i zioło" - czy coś w tym guście.
Raper z kompleksem, niemal przesłonił sprawę ważniejszą - Fotomiastikon - projekt ww. galerii - Warszawski Fotoblog, którego wernisaż pierwszej wystawy przypadł właśnie na Noc Muzeów. Zdjęcia na prawdę niezłe i pokazujące stolicę z każdej strony. Moja cegiełka też się w Fotomiastikonie znajdzie :). A właściwie już się znalazła:



A tutaj reszta cegiełki

Niestety nie dane było nam (mnie i O.) zobaczyć wiele, pierwszymi dwoma punktami programu, które udały się na prawdę nieźle (jeżeli ktoś lubi słuchać o fotografii i włazić do wnętrza pociągu pancernego lub wdrapywać się na parowozy). Dziki tłum opanował centrum Warszawy i po godzinie 21.00 wrażenie bycia mocno spóźnionym i kolejki weszły do stałego repertuaru, gdziekolwiek byśmy się nie pojawili, a nieco skwaszona O. w końcu sama zarządziła powrót do domu "Bo to nie ma sensu".

Przejechaliśmy się jeszcze starym Jelczem, a O. nie posiadała się z radości mogąc skasować bilet w archaicznym kasowniku z pociąganą rączką. No cóż, za rok chyba sobie odpuszczę Noc Muzeów... albo obmyślę jakiś cwańszy plan ominięcia tłumów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz