środa, 7 lipca 2010

THE TRUTH IS OUT THERE

... to zdanie otwierało każdy kolejny odcinek „Z archiwum X”, prowadząc Foxa Muldera do stopniowego odkrywania sekretu potajemnej inwazji obcej cywilizacji na Ziemię, porwań oraz powszechnego braku wiary wszystkich dookoła w obce ingerencje. Olatunde Osunsanmi, reżyser „Czwartego Stopnia”, podejmując ten sam temat i polewając go paradokumentalnym, sugerującym autentyczność sosem, mógłby zilustrować swoje dzieło innym cytatem z serialowego klasyka – „I want to believe”. On tak – publiczność niekoniecznie.

Opowieść Osunsanmi, rozgrywa się w małym, odciętym od cywilizacji miasteczku Nome na Alasce, które za fasadą sielskiej, otoczonej cudowną (w tym wypadku akurat Bułgarską) przyrodą, skrywa tajemnicę. Dla tych którzy ją poznają, tak przerażającą, że zamiast o niej opowiedzieć, decydują się na samobójstwo. Na nagraniu z amatorskiej kamery – wystraszona, zmęczona i zmieniona od emocji psycholożka, doktor Abigail Tyler mówi powoli, głosem niczym po poczwórnej dawce środka uspokajającego. Mówi o upiornym doświadczeniu swojego życia – o zamordowaniu męża przez nieznanego sprawcę, o przedziwnych zbiegach okoliczności i zbiorowej anomalii – bezsenności u swoich pacjentów oraz o sowie, którą za oknem widzą po przebudzeniu. W międzyczasie obok zapisu realnej rozmowy pojawia się Milla Jovovich, informująca, że to co pojawi się na ekranie jest jedynie odtworzeniem autentycznych zdarzeń. Zaczyna się robić ciekawie. Ciekawość narasta, bo często fragmenty zapisów z amatorskiej kamery współistnieją na podzielonym ekranie z fabularyzowaną rekonstrukcją, wzmacniając poczucie obcowania z czymś prawdziwym.



Jednak tego stanu nie da się utrzymać długo, jeżeli z każdej strony do widza dociera sugestia „tylko pamiętaj, to jest prawdziwe, na prawdę – zero ściemy” – w końcu nachalność i łopatologia z jaką owa autentyczność jest wykładana, nakazuje podważenie jej i szukanie dziur. I wtedy wychodzą szwy... a to zwraca się uwagę, że „autentyczny” pacjent o aparycji drwala ma dykcję niczym z desek teatru, a to gdzieś tam przewinie się podegrany gest... i po autentyczności. A łopatologia płynie z ekranu dalej. W konsekwencji cała opowieść zaczyna być grubymi nićmi szyta i niewiele tajemnicy w niej zostaje.

Całość recenzji znajdziesz tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz